Star Trek i planeta fitnessu

Mając netflixa, zacząłem z głupia frant oglądać Star Trek: Next Generation
 
Jest w tym serialu coś uroczego – o ile TOS był irytujący, to tutaj – jest coś miłego. Teksty o tym, że “kiedyś ludzie walczyli za poglądy nt. redystrybucji zasobów”, ale to czasy dawno minione i “dla każdego oczywistym jest, że to przeszłość”, albo “nie zabijamy zwierząt dla mięsa”, czy wreszcie Ferengi, którzy są dość odrażający – jednocześnie skupiając się tylko na zysku. 
 
Ostatnio był grany odcinek pt. Justice (S01E08)
Enterprise dotarło do planety ogólnej szczęśliwości, zgodnie ze słowami mieszkańców: „Nikt tutaj nie robi niczego z czym czułby się źle”. Wszyscy są ładni, wszędzie biegają, ubierają się swobodnie i mają swobodne obyczaje (aczkolwiek obowiązuję ziemskie standardy ubioru.
Oficerowie powoli zaczynają się rozchodzić, kiedy nagle okazuje się, że jest mały haczyk – jak się złamie prawo na strefie odgrodzonej białym płotkiem, to KARĄ JEST ŚMIERĆ.
Wesley Crusher oczywiście takie prawo łamie, a reszta odcinka to już negocjacje między kapitanem, lokalsami, a superistotą w postaci półprzezroczystego statki pilnującą planety.
Dzięki zaapelowaniu do poczucia sprawiedliwości istoty, załoga rozwiązuje problem i odlatuje w dal.

Kubrick

Było warto. Wystawę poświęconą Stanleyowi Kubrickowi w krakowskim Muzeum Narodowym obejrzałem dosłowanie w ostatniej chwili. Wstałem o 4 rano, wsiadłem w pociąg do Krakowa, zjadłem śniadanie przy rynku i punkt 10 wmaszerowałem do Muzeum.

Okazało się to zbawienną decyzją, bo już po półtorej godziny na wystawie zaczęło się zaludniać, a po 12 hall muzeum wyglądał tak:

Wejście do muzeum po 12
Wejście do muzeum po 12

 

Kubricka lubię od zawsze, najpierw oczywiście była Odyseja Kosmiczna 2001 – dla dziecka które zainteresowanie wyniosło z domu, pozycja obowiązkowa. Potem Dr. Strangelove, a wraz z nim świadomość, że jest taki reżyser jak Stanley Kubrick.

IMG_6206
Model Discovery, how cool is that?

Sposób w jaki Kubrick pracuje nad filmami, ładnie zgrywa się z tym w jaki sposób ja je oglądam – słynne historie o kilkudziesięciu powtórkach jednej sceny i wszechogarniającym perfekcjoniźmie. Scenę która mnie zachwyci potrafię oglądać raz za razem. A w filmach SK zachwyca sporo – im starszy jestem, tym więcej.

Tyle tytułem słowa wstępu – pora na coś o samej wystawie.

A ta zaskoczyła mnie pozytywnie – przede wszystkim samą aranżacją. Nie jest to wystawa w stylu “wrzucamy do gabloty trochę kwitów z pralni, trzy filmy i jakieś drobne propsy”. Tzn. oczywiście wszystkie te rzeczy są, ale – kwity są wyeksponowane w taki sposób, że można je wygodnie czytać – najważniejsze są skopiowane i w spiętych zeszytach wystawione do przeglądania (obfotografowałem cały zeszyt do Odysei) i jest tam sporo smakowitych fragmentów.

IMG_6130
Strategic Air Command: Peace is our profession!

Kiedy zobaczyłem makietę bomby z Dr. Strangelove, już wiedziałem, że będzie nieźle (poza tym była jeszcze makieta sali dowodzenia – wiecie że projektował ją ten sam koleś, co scenografie w Dr. No? To już wiecie.) Hełm Jokera z Full Metal Jacket to utwierdził, a ekspozycja Odysei Kosmicznej urwała mi głowę. Model “Discovery”, korytarz wystylizowany na sterylne białe wnętrza rodem ze stacji kosmicznej (łącznie z drzwiami do kosmicznej toalety z instrukcją).

IMG_6169
Można było przetestować technikę projekcji zastosowaną przy “Dawn of Men” i poczuć się jak na filmie! Stałem na tle pustego ekranu.

IMG_6170

Hala ktoś ujebał farbą niestety :(
Hala ktoś ujebał farbą niestety 🙁

IMG_6203 IMG_6204 IMG_6206

Zresztą przed samym wejściem do części poświęconej Odysei znajdują się stylowo ustawione fotele, ekspozycja obiektywów Kubricka (w tym słynnego Zeissa f 0,7 zrobionego dla NASA którym Kubrick nakręcił potem sceny Barryego Lyndona), a na ścianie jest wielka projekcja początkowej sekwencji dokowania do stacji.

IMG_6159
To jest TA kamera.

W sekcji z Lśnienia na ścianach ozdobionych zdjęciami hotelu projekcja szalejącego Jacka, miniatura labiryntu, wbite w ścianę siekiery i drzwi z napisem redrum, a w sekcji o “Mechanicznej Pomarańczy” manekiny z baru i manekin w stroju Alexa.

IMG_6217 IMG_6218

W częsci o Barrym Lyndonie dowiedziałem się jak mocno SK przeczołgał kostiumologów (jeździli po aukcjach i oglądali stroje z epoki).

IMG_6239

Do tego każdej sekcji towarzyszyła muzyka – co dawało możliwość orientowanie się na wystawie “na słuch”.

Reasumując. Dowiedziałem się trochę o początkach kariery Kubricka (przy okazji obejrzałem świetne zdjęcia), trochę ciekawostek i rekwizytów z filmów które kocham, a także zdjęć z planów – ale przede i ponad wszystko wystawa była świetnym przeżyciem estetycznym – co w tym przypadku cieszy mnie wyjątkowo.

IMG_6213 IMG_6149

Tym którzy już nie zobaczą – trochę zdjęć na pocieszenie (kliknijcie na dowolny obrazek, żeby przejść do galerii – potem można kursorami).

Poczta Pełna Słońca

Do dzisiaj o wyczynach inPostu tylko słyszałem. Czytałem w gazecie, na portalach, udostępniałem – zresztą, kto mnie ma w znajomych ten widział.

Dzisiaj miałem okazję sam udać się do punktu w którym odbiera się nieodebrane przesyłki paczkomatowe oraz awiza – więc mogłem odbyć mały reality show pt. “odbiorca awiza” i poczuć jak to jest. Realizmu sytuacji dodaje fakt, że zameldowany jestem niedaleko, więc ewentualne awizo z sądu zapewne faktycznie odbierać będę na Zwrotniczej.

Na początek mapka.
IMG_4818

Odcinek do przejścia licząc od placu Zawiszy jest podobny do odcinka wawelska – zawiszy. Trzy przystanki.

Po drodze mijamy piękną inwestycję, pt. “19 dzielnica”. Nazwa ma w sobie iskrę geniuszu, bo idealnie oddaje charakter okolicy. Jesteś w samym środku miasta, a czujesz się JAK NA KOMPLETNYCH PERYFERIACH.

IMG_4823
“19 dzielnica”

IMG_4824

Potem jeszcze kawałek po lodzie i śniegu (oczyma wyobraźni widziałem emerytkę która musi odebrać awizo).

IMG_4822
Gdzieś na końcu tej trasy, kryje się plac Zawiszy.
IMG_4821
Zdjęcie zrobione podczas powrotu, ale już wcześniej ktoś tam był przede mną.

Kawałek przez magazyn, po schodach i już wita mnie “Poczta Pełna Słońca”. Po spacerze przez hałdy śniegu, brzmiało to dość komicznie.

IMG_4816

Za drzwiami jedno okienko i dwie czekające panie – po krótkiej konwersacji okazuje się, że to wcale nie kolejka (w końcu to nie poczta, tu nie czeka się aż leniwa baba obsłuży), panie po prostu czekają aż profesjonalni pracownicy inPostu odnajdą ich przesyłki. Z familiarnego tonu i dowcipnych komentarzy, można wywnioskować że trochę czekają – na tyle, że faza złości minęła i teraz zostaje już tylko wisielczy humor.

W okienku dowiaduję się, że to wcale nie tutaj, tylko tamte drzwi. Za drzwiami miałem okazję ujrzeć Profesjonalne Zaplecze firmy. Po jednej stronie sortownia:

IMG_4820

a po drugiej blat. Za blatem panowie odbierają i wydają przesyłki doręczycielom, a przy okazji wydają też paczki takim ludkom jak ja. Na blacie stosy listów z sądu i potwierdzeń. Jak widać “właściwie zabezpieczone”:

IMG_4819

Puenty nie będzie. Bo i po co?

Treme

Skończyło się Treme. Nigdy nie opłakiwałem kończących się seriali. Na Twin Peaks, czy X-Files byłem jeszcze za młody, a potem nic innego nie było już dla mnie aż tak dobre i tak warte uwagi.

Serial opowiada o Nowym Orleanie po uderzeniu huraganu Katrina. Zaczyna się tuż po – kiedy kolejni mieszkańcy wracają do miasta, a ostatni sezon kończy się w roku wyboru prezydenta Obamy.

Serial rozkręca się powoli i z początku akcja nie wydaje się porywająca.
W końcu jakie dramaty się tu pojawiają?
Ktoś prowadzi knajpę, ktoś wraca do zniszczonego powodzią domu i ubezpieczyciel nie chce mu wypłacić odszkodowania, bo ubezpieczał się od powodzi, a nie huraganu, a komuś innemu ciągle brakuje na taksówkę i kłóci się z żoną.

Powolutku, po trochu. Nowe postacie, nowe wątki. Szefowa kuchni, puzonista, zbuntowany DJ, wódz nowoorleańskich indian. Po jakimś czasie zaczynają pojawiają się postacie epizodyczne – a to znany nowoorleański muzyk Kermit Ruffins, grany przez Kermita Ruffinsa wita głównego bohatera na grillu w swoim ogródku, a to Dr. John, a to Elvis Costello – i urocza scena, kiedy DJ Davis próbuje mu się wbić do stolika, a przy okazji próbuje przekonać Kermita Ruffinsa, że powinien z nim pogadać, bo to Jest Ktoś i przepustka dla niego do wielkiego świata – a Kermit stwierdza, że co on tam, on sobie tak lubi na tej trąbce tak tu i jemu to pasuje.

Jest w tej scenie coś urzekającego, fikcyjny DJ z serialu (pracujący w prawdziwej nowoorleańskiej stacji WWOZ) biegający między dwoma prawdziwymi, konkretnymi muzykami. I taki jest ten serial, oglądasz i nigdy nie jesteś pewien, czy to co widzisz, to jest coś stworzonego na potrzeby filmu, czy może autentyczna postać, albo przynajmniej odbicie jakiejś realnej postaci. Rzeczywistość przeplata się z fikcją na każdym kroku. I zanim się obejrzysz, już jesteś w tym świecie, nagle fakt, że ktoś stracił pracę albo posypał mu się związek, trafią cię do żywego, a śmierć drugoplanowej postaci naprawdę przygnębia.

Tak samo było w The Wire, poprzednim serialu twórców Treme (w Treme jako bonus mamy jeszcze częściową reżyserię Agnieszki Holland). Jednak The Wire nigdy aż tak mnie nie ujęło. Zresztą w Treme policja także jest obecna – mamy Terrego, glinę coraz mocniej zdegustowanego wszechobecną korupcją. Mamy Toni Bernette, prawniczkę zajmującą się pozywaniem Nowego Orleanu, a w szczególności NOPD – a powodów nie brakuje. Bohaterów jest oczywiście więcej – jest zakochany w Nowym Orleanie Sonny z Holandii, no i są Indianie – ze swoimi niesamowitymi karnawałówymi strojami i tańcami – i oczywiście muzyką.

Sam “Indian Red” macie w lepszej jakości tutaj

CO doprowadza mnie do najważniejszego bohatera tego serialu: muzyki. Bo muzyka jest tu obecna, a wręcz wszechobecna – na każdym kroku. Obok pojawiających się postaci, to właśnie muzyka jest głównym bohaterem tego serialu (kuchnia też pełni istotną rolę). Oczywiście jeśli ktoś nie trawi trąbi, to nie będzie miał radości z oglądania. Jest zresztą urocza scena, kiedy Sophia z niedowierzaniem patrzy na przyjezdnego dziennikarza śledczego (taki prawdziwy, nie prawicowy) który stwierdza, że w Nowym Orleanie jest niezła scena metalowa (i uroczy zespół o nazwie Goatwhore).

Najgorszą cechą Treme jest to, że się kończy. Po nim każdy inny serial ogląda się jak głupawy amerykański sitcom z płaskimi postaciami i na siłę wpychaną “wartką” akcją.

Na pocieszenie zostaje słuchanie muzyki – której na szczęście nie brakuje.

I dwie playlisty warte posłuchania:
http://open.spotify.com/user/hawkinsdp/playlist/2woDe5PKWT49irS5ajFVqP
http://open.spotify.com/user/bentomlinson/playlist/6o30gH225MUxtcDf3Y76lj